SPADEK...WSZYSTKIEGO

Ponoć zaczynamy wracać do normalności...w pracy.
Dla mnie normalność jest wtedy, gdy dzieci wrócą normalnie do szkoły. Dopóki to się nie zdarzy, normalności brak. A jak nie ma normalności w domu, to tez nie ma normalności w pracy. Jeżeli nasz szef nie wykaże się empatią i nie utrzyma częściowej pracy zdalnej, to będę zmuszona to jakichś kombinacji. Teraz dzielimy się z mężem w miarę po równo. Pól tygodnia ja zdalnie w domu, pół tygodnia on zdalnie.
Ok można powiedzieć, że dzieci są przecież już duże, trzecia klasa. Ja jednak wciąż nie wyobrażam sobie zostawić ich na 8 godzin w domu samych, i nie dlatego, że moja wyobraźnia szwankuje, ale wręcz przeciwnie.
Zosia i Julek pewnie by się świetnie ogranęli, ba zrobiliby pewnie nawet lekcje, bo są obowiązkowi i rozumieją wymóg czasu pandemii. Jednak zostawienia Olka na więcej niż 2 godziny  zupełnie w mojej głowie nie jest możliwe. To, że lekcje nieogaranięte  będą, to że będzie grał cały czas na PSP to w zasadzie pikuś. Najtrudniejsze jest jego kontestacja (czyli posiadanie w dooopie) większości zasad, jak np. wychodzenie z domu, przestrzeganie zasad bezpieczeństwa, jak wieczne dokuczanie rodzeństwu, które  już nie daje z nim rady, jak odwieczna interakcja ze starszym synem, która (odpukać) aż dziwne jeszcze nie skończyła się jakimś urazem. tfu tfu przez lewe ramię.  Jego nadpobudliwość psychoruchowa daje w kość nam wszystkim, nie wiem jak jemu, bo trudno rozmawiać z nim o tym, gdyż traktuje to jak normę i nie rozumie nas (pewnie jak my jego)
Ktoś "mądry" powiedział z lekceważeniem, że po Olu nie widać, że jest niepełnosprawności... Owszem nie widać, do momentu, gdy nie jesteś blisko jego świata. Wczoraj rozmawiałam z kuzynką, która ma córkę z FAS (i nie, nie jest to patologia, tylko adopcja).  Nasze dzieci są w części zachowań bardzo podobne, wykańczające cierpliwość. I nawet zdiagnozowana dysfunkcja wcale nie usprawiedliwia w naszych oczach wrednego i złośliwego zachowania i ponadstandardowej ilości decybeli, które w takiej ilości są trudne do wytrzymania.
Trochę mi się ulało...
a jeszcze wczoraj mój małżonek, "robił" z dziećmi zadane lekcje, i gdy przyszło do wysyłania (około 21.00) okazało się, że większość jest po prostu źle zrobiona.
Ręce mi opadły, bo
a) wygląda na to, że nawet nie chciało mu się sprawdzić;
b) nie ogarnia gramatyki języka polskiego na poziomie klasy 3;
c) nie ma zielonego pojęcia, że dostał mu się jeden z nielicznych tematów, którego nasze, w zasadzie wzorowe, dzieci  nie ogarniają, więc ma słabe pojecie o problemach naszych dzieci.
Mój mąż natomiast świetnie wytyka innym ich błędy i niedociągnięcia

To wszystko sprawiło, że mam wyssane wszelkie siły witalne, chciałabym schować sie w jakieś dziupli.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

DOTARŁO (?) (!)

12.01.2023

MAJ JUŻ...